wtorek, 29 listopada 2011

przystanek Berlin.........

Słabo się zaczęło, bo  jedziemy bez Roomyanka głównej organizatorki....

".... bądź Czarownicą i zakręć monetą, tak aby obróciła się ku Słońcu...."


Jest środa... Śnieżynka zwiedza już Tarifę, więc czas najwyższy i siebie wpakować do jakiegoś środka transportu i pognać w kierunku czarnego lądu.

No w moim przypadku słowo gnać jest bardzo trafnym określeniem... pomimo, że udało mi się nie pójść do pracy....(!!!szok!!!)
i  byłam spakowana już poprzedniego dnia (!!!szik nr 2!!! :) Gruby nie mógł uwierzyć ),
w międzyczasie udało mi się jeszcze wykonać jedna tajną misję, ale o tym w swoim czasie...

Na lotnisko gnaliśmy niczym BORowikowa limuzyna... szybka odprawa szybko szybko i stoppp... na tablicy pojawił się napis 30 min opóźnienia...no nic w końcu urlop czas zacząć można wyhamować, złapać oddech i nadrobić zaległości telefoniczne...no ale po 30 minutach pojawiło się kolejne 30 minut, po 2 godzinach trochę straciłam cierpliwość, tym bardziej, że w Berlinie czekał na mnie Fazi, który w planach wieczorowych miał BIESOWISKO na przeciwległym biegunie PL ( czyt. Bieszczady) 


 W końcu  udało się zadekować na pokładzie awionteki JetAira, i fruuuu, było mgliście, ale kpt. Wrona nie musiał interweniować :)

Z lotniska porwał mnie Konsul Generalny Fazi...człowiek  Dobry Uczynek, który wyśmienitymi noodlami wykarmi cały pułk głodnych Namusów,i  do tego ugości po królewsku w swoim bardzo pojemnym lokalu mieszkalnym :)
 Ledwo Fazi, skierował się ku wschodniej granicy.....zadzwonił dzwonek i w drzwiach stanęło czterech przystojnych Namusów!!!!
Dzień Dobry czy jest coś do jedzenia?... i tak przez całe 2 tygodnie :)))



1 komentarz: